Dyskusja o strategii energetycznej nie prowadzi do konkretnych propozycji działań, takich na „tu i teraz”, aby dojść do gospodarczo sensownych rozwiązań. Częściowo winą za brak konkretów można obarczyć sposób w jaki stawiane są pytania, które zazwyczaj nie dotyczą realnej gospodarki (rynku energii) i obywateli (odbiorców energii i podatników) lub brak dociekliwości oraz niewiedzę. Problem niewłaściwego ukierunkowania debaty warto zilustrować przykładami i zauważyć, jak ograniczone pole manewru będzie miał przyszły rząd w efekcie braku pogłębionej refleksji przed wyborami oraz jak trudno będzie skomunikować się w tej ważnej sprawie po wyborach z odbiorcami energii i z zagranicą.

Rozmawiamy np. o tym ile elektrowni  atomowych lub ile morskich farm wiatrowych zbudujemy  w dość odległej przyszłości (bez oceny realności tych propozycji i skutków). Ucieczka w dyskusji w abstrakcję wynika z panicznego wręcz strachu polityków przed pytaniem wprost o to co najważniejsze i nieuniknione - o ścieżkę odchodzenia od węgla. Zdecydowana większość krajów UE ma taką dyskusję już za sobą, a w etap dyskusji jako ostatnie (poza Polską) wchodzą Czechy i Hiszpania. Dyskusja wokół wyznaczania tej ścieżki powinna wziąć pod uwagę realne skutki (już w najbliższych latach) dla odbiorców energii zbyt wolnego tempa (to jest właściwe pytanie- o czym dalej) odchodzenia od węgla w kontekście propozycji odpowiedzi Polski na nowy „Europejski Zielony Ład”, który ma się stać hasłem przewodnim nowej Komisji Europejskiej.

To, że odpowiedź na takie jak wyżej pytania jest trudna politycznie (zwłaszcza dla rządzących oraz w okresie przedwyborczym) i nieoczywista merytorycznie (zwłaszcza dla opozycji oraz w okresie przedwyborczym) to jasne, ale bez takich pytań dyskusja staje się jałową i jako niekonkretna przestaje mieć sens. Wtedy gdy gospodarka i odbiorcy energii pytają konkretnie o jej ceny, energetyka dalej snuje swoją ryzykowną narrację, która nie prowadzi do trudnej dla niej samej, ale jakże oczywistej odpowiedzi. Jakże często nie doceniamy wagi samych pytań (a może i wyzwań), które zadajemy sztampowo i znaczenia odpowiedzi dawanych w trybie wyborczym.


Najtrudniejsze pytanie o koszty

Jedno z kardynalnych i błędnie formułowanych pytań dotyczy kosztów transformacji energetycznej (rozumianej tradycyjnie jako  odchodzenia od węgla), jeżeli wcześniej nie sprawdziliśmy czy to rzeczywiście są jeszcze koszty i czy aby (zmiana paradygmatu) nie są to już korzyści po stronie odbiorców energii i obywateli.

Projekt polityki energetycznej PEP’2040  zakładał w 2018 roku, że łączne nakłady inwestycyjne w sektorze wytwórczym w latach 2021-2040 wyniosą ok. 400 mld zł. Warto podkreślić, że nakład inwestycyjny w energetyce nie jest kosztem,  jest inwestycją w efekcie której dopiero w dłuższym okresie generowane są określone koszty (o tych kosztach trzeba mówić) i dopiero te koszty (o ile ceny nie są ręcznie regulowane) przekłada się na cenę (tak myślą odbiorcy energii). W przypadku PEP’2040 samo Ministerstwo Energii potwierdziło to, co na całym świecie jest w pełni zrozumiałe,  - że scenariusz z OZE w porównaniu do scenariusza bez OZE podnosi (nieznacznie) wysokość nakładów inwestycyjnych ale obniża koszt energii (krańcowy) w systemie energetycznym i koszty energii dla odbiorców końcowych.