Aktualności
  • English (UK)
  • pl-PL

Jednoczesna zapowiedź kilku ważnych członków rządu dotycząca wprowadzania do Polski długo oczekiwanej ery elektromobilności została przyjęta z entuzjazmem, nadzieją, ale też niedowierzaniem. Nawet sceptyczna wobec polityki gospodarczej rządu Gazeta Wyborcza, komentarz skreślony piórem znanego "samochodziarza nt. rządowej deklaracji opatrzyła entuzjastycznym tytułem „Fantastyczne auta z wtyczką”. Deklaracja nie jest konkretnym programem do zweryfikowania, ale z uwagi na towarzyszące jej jednocześnie zachwyt i niedowierzanie warto byłoby poddać choćby niektóre jej elementy uproszczonemu, zdroworozsądkowym  testom na wiarygodność.

Za trudne do zrealizowania, ambitne ale możliwe wypada uznać to co na wtorkowej konferencji na Politechnice Warszawskiej powiedziała wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz, ograniczając się do konkretnego projektu „e-Bus”. Celem ma być stworzenie polskiego autobusu elektrycznego, którego kluczowe komponenty takie jak bateria, falownik, układ napędowy oraz infrastruktura ładująca będą produkowane w kraju, a realizacja projektu miałaby doprowadzić do powstania polskiego rynku autobusów elektrycznych o wartości 2,5 mld zł rocznie (przy obecnych cenach tego typu autobusów rzędu 2-2,5 mln zł, odpowiada to sprzedaży ok. 1000 szt. rocznie). Na poparcie tezy dodała, że w Polsce co roku wymienia się tysiąc autobusów miejskich i przypomniała, że w produkcją ( i eksportem) autobusów elektrycznych zajmuje się m.in. firma Solaris oraz że Ursus rozpoczyna testy. Emilewicz wyjaśniła też, że będą potrzebne zmiany w Prawie energetycznym, budowlanym, zamówień publicznych, a także w ustawach o podatkach i opłatach lokalnych oraz drogach publicznych. Na prace badawczo-rozwojowe mają trafić środki UE, w tym m.in. z programu "Inteligentny Rozwój", a wsparcie na wdrożenie i komercjalizację tego typu przedsięwzięć ma pochodzić m.in. z Polskiego Funduszu Rozwoju (ma też powstać Fundusz Elektromobilności).

Brzmi to ambitnie ale wiarygodnie. Jest to zdecydowanie lepsza koncepcja niż promowanie przez kilka poprzednich rządów biopaliw pierwszej generacji.  Najsłabszym elementem w tej koncepcji jest skład sygnatariuszy list intencyjnego w sprawie powołania Centrum Elektromobilności, jaki przy okazji został podpisany. Sygnatariuszami listu są:  Politechnika Warszawska, Narodowe Centrum Badań Jądrowych i cztery spółki energetyczne: Energa, Enea, Tauron, PGE, czyli wszyscy, którzy chcieliby realizować badaniach, pozyskać granty lub którym zależy na sprzedaży coraz większej ilości drogiej energii elektrycznej. Wśród sygnatariuszy brakuje reprezentantów przemysłu środków transportu, który miałby ryzykować i współfinansować badania i wdrożenia oraz przedstawicieli miast, które poza kapitałochłonnymi inwestycjami miałyby na siebie wziąć trudne do oszacowania ryzyko nadmiernie wysokich cen energii elektrycznej w okresie minimum do 2030 roku (żywotność flot transportowych i infrastruktury). Zestaw sygnatariuszy może wskazywać,  że chodzi o wciągniecie miast i pośrednio funduszy UE we finansowanie budowy elektrowni jądrowej. W konsorcjum brakuje producentów maszyn,  urządzeń i komponentów dla OZE, w szczególności elementów elektrowni wiatrowych i fotowoltaicznych, gdy prace rozwojowe w tym obszarze prowadzą i Ursus i Solaris. To właśnie dzięki takim źródłom w wielu krajach możliwy stał się współczesny rozwój transportu elektrycznego oraz systemów magazynowania energii. Pomimo tych braków, możliwych do naprawienia, koncepcja „e-Busa” się broni.

Czytaj więcej na „ Odnawialnyblog”

Pin It
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA Akceptuje regulamin

Cookies